Charakterystyka warunków astronomicznych w dniu 29 sierpnia 2015 roku odpowiadające współrzędnym geograficznym szczytu Diablak (słow. Babia hora, 1725 m n.p.m.) długość geograficzna: 19.5294, szerokość geograficzna: 49.5733 znak zodiaku: Panna wschód słońca: 05:52 ♦ zachód słońca: 19:32 Dzień potrwa: 13 godz. 40 min. Przewidywany czas wejścia to 2h 30 minut. Jednakże nie posiadaliśmy presji czasu, wręcz przeciwnie - mijający czas grał na naszą korzyść. Dość "ostre" przewyższenie na Sokolicę, zaczęło dawać się niektórym we znaki. Kawałek ten prowadzi prawie cały czas lasem, oczywiście o tej porze ciemnym. Sceneria prędzej z zacnego filmu grozy, przyspieszone oddechy, coś trzasnęło z lewej strony, nad borem lekka mgiełka.... Idąc samemu rozważam, że czas wejścia na Babią Górę w tych warunkach wyniesie około 1h. My z większymi lub mniejszymi problemami po godzinie uzyskujemy Sokolicę. Na czubku rozpoczyna już dość silnie dąć, wcześniej drzewa dławiły wiatr. Tutaj pierwszy wspólny spoczynek. Ze skarpowego urwiska wyłania się zamiar naszej nocnej wycieczki. Pogoda raczej nie sprzyja porannemu podziwianiu słońca, ale nasz meteo nie prognozował deszczu 😉. Nasza ekipa rozciągła się, każdy przedkładał własne tempo. Na pobliskim obszarze widać tylko światełka z czołówek, czasem księżyc przekłuwał się przez czarne chmury. Niepokojący widok jednakże jest przed nami. Nad Diablakiem zawisły ciemne chmury. Babia Góra naraża nas na próbę. Zdobywamy Kępę, następnie Gówniak. Możemy podziwiać piękną nocną panoramę Beskidów. Najbliższa okolica śpi, widać tylko kilka swiateł, w większości z nadajników pokrewnych do tego jaki jest na Skrzycznym. Na Gówniaku dopadł nas deszczyk, większość z nas dopadł już na szczycie Babiej Góry. Sytuacja znacznie się komplikuje, jednakże ulotność pogody w górach pozostawia cień perspektywy na jej poprawę. W deszczu przybywamy na szczyt. Ustanawiamy oczywiście największą gromadę na wierzchołku. Deszczyk słabnie, ale nieco niektórych przemoczył, zatem przed nami, ciężkie minuty oczekiwania na wschód słońca. Mroczne chmury wiatr przegonił... ...na zachód. Płyny rozgrzewające i posiłek, też ulepszyły nasze humory. , Marcin Walczak O której to słońce w zasadzie ma ? W kalendarzu pisało, że po Niestety chmury w większości zakrywają niebo nad Diablakiem. Międzyczasie dowiedzieliśmy się, że Paula ma w dniu dzisiejszym urodziny, zaistniało niezdecydowane sto lat... lecz to takie bardzo niezdecydowane 😉. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Niebo rozpoczyna transformować barwy, robi się coraz jaśniej. Słońce nieśmiało przebłyskuje miedzy obłokami. Robi się coraz widniej i przyjemniej! rochę zmarznięci, ale raczej, z tego co słyszałem, spełnieni podążamy droga powrotną na Przełęcz Krowiarki. W tym momencie słońce jest dla nas łaskawsze i wychodzi ponad nie wysoko osadzone chmury. Babia Góra o tej porze dnia wygląda całkiem inaczej, jest oświetlona, ze wschodu, promieniami słonecznymi. Taki widok pobudził nawet naszego Stanleya, który nie omieszkał wyciągnąć aparat fotograficzny i wyrządzić kilku wyjątkowych fotografii. Wyjątkowe będą one na pewno, bowiem w dobie przyrządów cyfrowych i setek zdjęć sporządzanych na godzinę, Stanley zrobił ich kilka. Ale to i tak postęp 😉. , Marcin Walczak
Średnia temperatura w Jelenia Góra. Ciepła pora roku trwa 3,5 miesiąca, od 25 maja do 9 września, a średnia dobowa temperatura maksymalna przekracza wtedy 18°C. Najgorętszy miesiąc roku w: Jelenia Góra to lipiec, kiedy średnia temperatura maksymalna wynosi 22°C a minimalna 12°C. Zimna pora roku trwa 3,7 miesiąca, od 19 listopada
Babia Góra to góra w województwie małopolskim. Należy do Beskidu Żywieckiego. Jest najwyższą górą w całych Beskidach. Jej wierzchołek znajduje się na wysokości 1725 m Babia Góra jest nazywana także Diablakiem, żeby odróżnić ją od innych szczytów – bo Babia Góra swojej nazwy udziela także całemu masywowi. Babia Góra jest atrakcyjna dla turystów, bo rozciągają się z niej piękne widoki. Z jej szczytu widać Tatry, a przy dobrej pogodzie nawet Kraków i Częstochowę, jeśli powietrze jest odpowiednio przejrzyste. Babia Góra słynie z tego, że wieją na niej silne wiatry. Na szczycie znajduje się mur z kamieni, ułożony przez turystów, którzy chronią się za nim przed dotkliwymi podmuchami. Wiatry hulają tu dlatego, że Babia Góra jest najwyższa w okolicy – nie osłaniają jej inne wzniesienie o podobnej wysokości. Ale właśnie z tego powodu widoki stąd oglądane robią tak niesamowite wrażenie. Babia Góra: jak wejść? W opcji z noclegiem obejrzysz wschód słońca Na północnych stokach Babiej Góry, na wysokości 1180 m znajduje się schronisko PTTK Markowe Szczawiny. Schronisko w tym miejscu istnieje od 1906 roku, ale w 2009 roku został udostępniony turystom jego zupełnie nowy budynek – stary rozebrano. Schronisko ma 40 miejsc noclegowych i jest przystosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Jednym ze sposób na wejście na Babią Górę jest dojście w pierwszym etapie właśnie do schroniska, nocleg i wyjście na Babią Górę wczesnym rankiem, żeby ze szczytu oglądać wschód słońca. Sposób na obejrzenie wschodu słońca ze szczytu Babiej Góry jest jeszcze jeden: nocne wyjście. Zdecydowanie odradzamy je niewprawnym wędrowcom. Ci, którzy się na nie zdecydują, muszą brać pod uwagę, że oprócz zmęczenia wędrówką będą odczuwać także konsekwencje nieprzespanej nocy. Dlatego nocne wejście na Babią Górę może być ryzykowne. Babia Góra zimą Babia Góra: co zabrać na szlaki Oprócz wygodnych butów warto zadbać o dobrze dostosowany ubiór dla wszystkich uczestników wyprawy. Jeśli rodzice niosą małe dziecko, na przykład w chuście, muszą wziąć pod uwagę, że wysiłek, szczególnie na podejściu, sprawi, że się spocą. Dlatego nie warto zakładać zbyt ciepłej odzieży. Lepiej ubrać się „na cebulkę”, żeby w razie potrzeby móc zdjąć albo włożyć np. bluzę czy lekką kurtkę. To dotyczy zresztą wszystkich uczestników wyprawy, także starszych dzieci. Wychodzenie na Babią Górę, jak zresztą na każdą, trzeba mądrze zaplanować. Należy sprawdzać pogodę na bieżąco, zwłaszcza że Babia Góra słynie ze zmiennych warunków atmosferycznych. Na szlak dobrze jest wyjść odpowiednio wcześnie – żeby przy schodzeniu nie martwić się zmrokiem. Zapas wody, prowiant – to bagaż obowiązkowy. Dobrze jest posiadać gotówkę – w sezonie wejście do Babiogórskiego Parku Narodowego jest płatne, możliwe, że zapłacić trzeba będzie za parkowanie auta czy przejazd lokalnym transportem. Karta bankomatowa może się okazać niewystarczająca. Foto: Shutterstock Turyści w górach Babia Góra - szlaki turystyczne z Przełęczy Krowiarka Na Babią Górę prowadzi kilka szlaków turystycznych. Najłatwiejszy szlak na Babią Górę wiedzie z Przełęczy Krowiarki – to szlak czerwony, przez Sokolicę i Kępę, polecany rodzinom z dziećmi i wszystkim, którzy chcą na Babią Górę dostać się bez dużego wysiłku. Z Przełęczy Krowiarka wychodzą jeszcze dwa szlaki na Babią Górę. Jeden przechodzi przez schronisko Markowe Szczawiny – o opcji z noclegiem już tu pisaliśmy. Drugi – przez Perć Akademików i jest bardzo trudny. To szlak jednokierunkowy, z zamontowanymi na trasie łańcuchami, zimą niedostępny. Wybierać go powinny osoby mające duże doświadczenie w górskich wędrówkach. Foto: istock Babia Góra Babia Góra – szlaki z Lipnicy Wielkiej i Zawoi Z Lipnicy Wielkiej na Babią Górę szlak przechodzi przez Królową i Stańcową. Jeśli natomiast punktem wyjścia jest Zawoja, trasa idzie do schroniska Markowe Szczawiny. W jedynym z wariantów wcześniej przechodzi się przez polanę Sulowa Cyrhla. Zarówno Lipnica Wielka jak i Zawoja to doskonałe bazy wypadowe do wyjścia na Babią Górę i inne szczyty w okolicy. Obydwie wsie mają dobrą bazę noclegową i gastronomiczną, znajdują się na ich terenie atrakcje turystyczne – kościoły i inne obiekty o wartości historycznej. W Zawoi jest skansen prezentujący tradycyjne, drewniane budownictwo. Zawoja to wieś-rekordzistka, jest najdłuższą i największą wsią w Polsce – ciągnie się przez 18 km i zajmuje powierzchnię 100 km kwadratowych. W Zawoi początek ma kilkanaście szlaków turystycznych. Foto: Shutterstock Zawoja, Polska Najłatwiejszy szlak na Babią Górę dla rodzin z dziećmi to szlak czerwony z Przełęczy Krowiarki. W punkcie, z którego startujemy, znajdują się dwa parking, na którym można zostawić auto. Trasa wejścia biegnie następująco: Przełęcz Krowiarki – Sokolica – Kępa – Babia Góra. Schodzimy przez Kępę, Sokolicę, do parkingu, na którym stoi auto. Szlak ma długość około 9 km. Czas, w jakim zostanie pokonany, zależy od tego, jakie jest tempo marszu i jak często uczestnicy wycieczki zatrzymują się, żeby odpocząć albo po prostu podziwiać piękne widoki, które towarzyszą turystom przez dużą część trasy. Babia Góra: szlaki zimą mogą być niebezpieczne W zimowym wejściu na Babią Górę zasada jest prosta. Jeśli świeci słońce, a śnieg nie padał ostatnio, jest duża szansa, że szlaki są dobrze wydeptane – przejście trasy na Babią Górę będzie więc przyjemną wycieczką. Warto jednak przy schodzeniu mieć na butach raczki, gdyby szlak okazał się wyślizgany przez tych, którzy byli tu przed nami. Jeżeli śnieg sypie albo prognozy są niepewne – należy poważnie zastanowić się nad wyjściem w góry. W takich warunkach wędrówka potrwa dłużej i będzie zdecydowanie bardziej wymagająca fizycznie. Nie warto też wychodzić, gdy są mgły, bo słaba widoczność niesie ryzyko pomylenia szlaków.
Długość dnia i nocy dzisiaj w Zielonej Gorze. Zmierzch rano: 1 godzina 54 minuty 31 secund. Dzień: 9 godzin 35 minut 3 secundy. Zmierzch wieczorny: 1 godzina 54 minuty 31 secund. Noc: 14 godzin 24 minuty 58 secund. Obliczyć wschód i zachód słońca w Warszawie. Bezpośredni czas wschodu słońca, zachodu słońca i długość dnia w
Pomysł na prezent dla podróżniczki? Wschód słońca na Babiej Górze! Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś po raz pierwszy? My w ostatni weekend – pierwszy raz w życiu podziwialiśmy wschód słońca w górach! Może dla większości z Was nie jest to nic nadzwyczajnego, ale dla nas było to zupełnie nowe doświadczenie! Choć w góry daleko nie mamy, to zawsze było nam bliżej do miasta czy nad morze. Od jakiegoś czasu, krok po kroku, staramy się nadrabiać nasze „górskie zaległości”. Z pomocą przychodzą nam bardziej doświadczeni przyjaciele, którzy uczą nas jak czerpać radość z gór. Tak mnie właśnie spontanicznie podeszła moja przyjaciółka, która z okazji moich urodzin zaproponowała wypad w góry na wschód słońca. Choć perspektywa nieprzespanej nocy po ciężkim tygodniu na pełnym etacie mocno nas przerażała, to udało nam się zmotywować na wyjazd. Dlatego zapraszam Was teraz na krótką i pierwszą tego typu relację – wschód słońca na Babiej Górze! Komu w drogę, temu czas! Akurat tak się złożyło, że tego dnia mogliśmy pójść spać dopiero ok. 23:00. Oznaczało to zaledwie 2 godziny snu, co już na samą myśl potwornie nas paraliżowało. Adrenalina też zrobiła swoje, bo z przejęcia nie mogłam zasnąć! Niemiłosierny budzik wyrwał nas z okowów wygodnego łóżka. W pierwszej chwili, Darek stwierdził, że jednak zostaje, ale szybko udało mi się go przekonać. Tymczasem moja Best Friend Forever (BFF) przyjechała pod moją skromną posiadłość już o 1:30. I tak o tej bardzo niewdzięcznej porze, ruszyliśmy z Krakowa na południe Polski! Podróż zajęła nam ok. 1,5 godziny. Na babiogórskim parkingu (Przełęcz Krowiarki) byliśmy kilka minut po godzinie 3:00. Nieświadoma do końca co nas czeka, założyłam świeżo zakupioną czołówkę z Decathlonu (za 30 zł – polecam) i pełna optymizmu (i jeszcze radości) ruszyłam na szlak! W górę na Babią górę! Pomimo niesprzyjającej pory, nie odczuwałam zmęczenia. Adrenalina robiła swoje, bo w końcu pierwszy raz w życiu byłam w górach w środku nocy! Może to dobrze, że tak się złożyło, bo jak w drodze powrotnej zobaczyłam jak stromy był szlak, to w sumie cieszyłam się, że go nie widziałam. 😉 Czołówka zbyt wiele nie oświetlała, więc tak naprawdę nie do końca wiedziałam, co mnie czeka za następnym zakrętem. Wiedziałam tylko, że musimy się śpieszyć, bo przy wejściu na szlak widniała informacja, że jest to trasa na 2,5 godziny. Wschód słońca tego dnia był przewidziany na ok. 5:15, więc mieliśmy zaledwie 2 godziny na dotarcie na szczyt. Tymczasem zmęczenie przyszło szybciej niż się spodziewałam. Były momenty, w których zaczynałam się dusić. Co prawda, minęły już prawie 3 tygodnie od silnego zapalenia ucha, ale praktycznie od tamtej pory nie miałam żadnej aktywności fizycznej, co szybko odczułam. Na szczęście udało mi się „narzucić ślimacze” tępo, które w sumie bardzo dobrze zdało egzamin. Choć wyprzedzili nas chyba wszyscy, którzy startowali po nas, to przynajmniej udało się wejść bez większych przerw na sam szczyt. Dzięki temu, byliśmy nawet na 15 minut przed wschodem, co oznacza, że cała trasa zajęła nam 1 godzinę i 45 minut. Do tej pory nie wiem jak to zrobiliśmy, bo cały czas wydawało mi się, że ledwo co przesuwamy się do przodu. Na szczęście układ, w którym moja BFF nadawała tempo, ja szłam w środku, a Darek mnie z tyłu poganiał (troszkę) 😉 był idealny podczas zdobywania szczytu! 🙂 Duma (bez uprzedzenia) Bardzo proszę, wszystko co teraz napiszę, potraktujcie z perspektywy laika! Nie obchodziłam i nie obchodzę się jeszcze z górami za dobrze. 😉 Nie mam nawet porządnych butów trekkingowych, a bieganie, góry czy generalnie chodzenie, nigdy nie były moją mocną stroną. Z drugiej strony, uważam, że wydolność mam całkiem niezłą, którą wypracowałam sobie dzięki treningom pływackim. Mimo to, pierwsza część trasy (w lesie) była dla mnie BARDZO CIĘŻKA. Dyszałam, sapałam, zataczałam się i generalnie zgonowałam sobie okropnie! Potwierdzeniem tego wysiłku są potężne zakwasy (które po 3 dniach nadal mi towarzyszą). Dopiero po wyjściu z lasu trasa była bardziej przyjemna i udało się nawet przyśpieszyć! Wschód słońca na Babiej Górze – 1725 m Po niespełna 2 godzinach drogi znaleźliśmy się u celu. Ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu, przybyliśmy 15 minut przed wschodem słońca. Odetchnęłam z ulgą, bo obawiałam się, że przez moje ślimacze tempo nie zdążymy na czas. Wschód słońca na Babiej Górze rozpoczął się tak niespodziewanie, jak cała ta wycieczka! Nagle, bez uprzedzenia, ponad linią horyzontu, pojawiło się małe czerwone światełko, które z każdą sekundą było coraz większe. Pomimo letniej pory i dość upalnej pogody, wschód słońca przyszło nam podziwiać w ciepłych kurtkach. Choć prawie całą drogę przeszliśmy w krótkim rękawku, to na szczycie było nam po prostu zimno! No, ale było to przyjemne zimno, któremu towarzyszyła radość i duma ze zdobycia szczytu, okraszonego pięknym widokiem na wschód słońca. Wspaniałe i jednocześnie nowe doświadczenie do kolekcji „ulotnych chwil”. 🙂 Kto pierwszy… ten lepszy? Nie byliśmy jedynymi „turystami”, którzy podziwiali sobotni wschód słońca na Babiej Górze! Właściwie, to było tak dużo osób, że nawet nasza BFF była zdziwiona. Ja też nie spodziewałam się takich tłumów. Z resztą, już o 3 w nocy na parkingu było tłoczno… Kiedy tylko słońce wzniosło się za horyzont, większość tego „tłumu” rzuciła się do powrotu. Korzystając z luźniejszego otoczenia, porobiłam jeszcze kilka zdjęć ze szczytu, a następnie wraz z ekipą uzupełniłam stracone węglowodany. Nie wiem dokładnie, która była godzina jak rozpoczęliśmy zejście ze szczytu, ale wcale nie było ono przyjemniejsze od wejścia!! W pewnym momencie nogi trzęsły mi się jak galareta, dlatego robiliśmy chyba nawet więcej przystanków niż przy wejściu! Kilka informacji praktycznych Wschód słońca na Babiej Górze udał nam się bez zarzutów! Wszystko poszło zgodnie z planem – a wiecie jak to w górach czasem bywa – nie zawsze się układa. 😉 Na parkingu byliśmy koło godziny 8:00. Pomimo wczesnej pory na trasie był już bardzo duży ruch, co miało też przełożenie na zapchany już parking! 😉 Nie płaciliśmy za wejście na teren Parku Narodowego (5 złotych), ale skasowano nas 15 złotych za parking (dramat). Przed wyjściem na wschód słońca, polecam zaglądnąć na aktualny Komunikat Turystyczny. Tutaj znajdziecie natomiast dokładny opis trasy! Z mojej strony to już wszystko! Jeszcze raz wielkie dzięki moja BFF za wspaniały prezent urodzinowy i najdłuższy dzień w naszym życiu! <3 Podobał Ci się wpis? Chcesz nas docenić? Zostaw serduszko/komentarz pod postem lub polub nas na facebooku albo zaobserwuj na Instagramie. Ciebie nic nie kosztuje, a nas do dalszej pracy motywuje! <3 Cześć! Jestem Karolina i razem z Darkiem lubię podróżować. Ja jestem z Krakowa, a Darek z Warszawy, dzięki czemu łatwiej znajdować nam okazje lotnicze. :D Nie jesteśmy zwolennikami konkretnego rodzaju wycieczek, po prostu łapiemy każdą możliwą okazję żeby zobaczyć coś nowego. Chętnie podzielimy się naszym podróżniczym doświadczeniem. Od city-breaków po Erasmusa, Camp America czy program MOST. Pierwszego Erasmusa (na którym się poznaliśmy) :) spędziliśmy w Lund, w Szwecji. Następnie wyjechałam na 3 miesiące do USA w ramach programu Camp America. Ostatni rok studiów spędziłam na programie MOST w Warszawie i w Lipsku, ponownie w ramach programu Erasmus. Dużo czasu spędziłam też w Monachium, w którym mieszka moja babcia. Nasz niezawodny sprzęt, dzięki, któremu mamy wspomnienia, a wy możecie je zobaczyć to: Nikon D90, Nikon D50, Nikon Coolpix S3500, iPhone7 oraz Nikon D3400
Interaktywny wykres o czasach wschodu i zachodu słońca oraz długości dnia w ciągu roku 2023, Alanya. Dzień dzisiejszy Wschód słońca Zachód słońca. Zmierzch cywilny : środek tarczy słonecznej nie więcej niż 6° poniżej horyzontu. Na początku porannego zmierzchu cywilnego, czyli końca wieczornego zmierzchu cywilnego, horyzont
Wiemy to po sobie. Żeby wstać z łóżka w środku nocy, motywacja musi być co najmniej spora. Ale żeby wstać w środku nocy i jeszcze później łazić po górach, po ciemku? Nie, to przecież nie może mieć sensu. Babia Góra, 1725 metrów metrów wysokości. Jej najwyższy punkt to pieszczotliwie zresztą zwany Diablak. Anegdot na temat Babiej jest mnóstwo. Począwszy od pochodzenia nazwy, kończywszy na opowieściach tych, którzy na Nią wchodzili. Oczywiście z lepszym, lub gorszym skutkiem. Jednak jedno jest prawdziwe i pewne. Wschód słońca na Babiej Górze jest niewiarygodny. Magiczny. To oskarowy film i najlepszy koncert na którym będziecie. Zresztą, każdy sobie sam wymyśli jakieś tam własne porównanie 🙂 Ale na pewno każdy, bez wyjątku powie, że jednak warto było tę noc zarwać. Jak się przygotować do wejścia na Babią Górę, żeby zobaczyć wschód słońca? Zacznijmy od pór roku. Wejście możesz planować w zasadzie bez jakichkolwiek ograniczeń co do terminu. Bardzo ważne jest jednak obserwowanie komunikatów Babiogórskiego Parku Narodowego i beskidzkiego GOPR’u (w szczególności zimą), aby uniknąć jakichkolwiek niebezpiecznych sytuacji pogodowych, czy próbie wejścia gdy szlaki są zamknięte. Babia Góra, nawet latem potrafi nieźle sponiewierać. Przede wszystkim, na szczycie może wiać, lub padać. Pamiętaj, że wchodzisz w nocy, gdy z założenia jest znacznie zimniej. W okresie gdy jeszcze zalega śnieg, ciepłe ubranie jest bardzo ważne, w szczycie zimy przemyśl nakładki na buty z kolcami. Wyposaż się w latarkę (dobrze sprawdza się tak zwana czołowa), wodę, batony, banany, a także obowiązkowo bardzo dobrze naładowany telefon. Logistyka Połóż się wcześniej spać, wyśpij się. Jeśli podchodzisz do tematu relaksacyjnie, raczej amatorsko, wybierz trasę zaczynającą się od Przełęczy Krowiarki. Bez najmniejszego problemu dojedziesz tutaj samochodem – polecamy, jest duży parking. Jest to najbardziej popularna baza startowa na Babią. Od nas do Przełęczy Krowiarki dojedziesz w 8 minut. Stąd znaki pokazują 2,5 godziny drogi pieszo na szczyt. Sprawdź godziny wschodu w dniu, w którym planujesz swoje wejście. Jeśli więc wschód przykładowo ma nastąpić o przed godziną warto już być w drodze pod górę. Jakby to powiedzieć, żeby zobaczyć wschód słońca z samej góry, warto się nie spóźnić 🙂 Na szczęście szlak na Babią jest bardzo łatwy, idzie się bez przeszkód, płynnie i dość szybko. Nie rzadkim widokiem są rodzice z dziećmi, nawet podczas wczesnych wejść. Babia Góra oczywiście potrafi spłatać figle, ale wbrew pozorom i częstym opiniom trafienie na dobre warunki nie jest trudne. Trzeba jednak pamiętać o obowiązkowym sprawdzeniu warunków i przygotowaniu się do tak wczesnej wycieczki. Co Cię czeka na górze? Znajdź swoje miejsce, usiądź wygodnie, lub stań i obserwuj. Gdy już się zacznie, zrelaksuj się, weź głęboki oddech i patrz… Skorzystaliśmy ze zdjęć Krzysztofa Karpińskiego. Dziękujemy!Więcej zdjęć i porftolio Krzyśka: instagram / facebook / www
Interaktywny wykres o czasach wschodu i zachodu słońca oraz długości dnia w ciągu roku 2023, Hurghada. Dzień dzisiejszy Wschód słońca Zachód słońca. Zmierzch cywilny : środek tarczy słonecznej nie więcej niż 6° poniżej horyzontu. Na początku porannego zmierzchu cywilnego, czyli końca wieczornego zmierzchu cywilnego, horyzont
Wschód słońca na Babiej Górze to jedna z bardziej interesujących górskich przygód. Często chodzi po głowach co ambitniejszych beskidzkich turystów. My, korzystając z „okienka pogodowego”, podejmujemy się tego wyzwania. Na szczyt dotrzeć można na wiele sposobów. Ale noc jest długa i tak nie będziemy spać, więc decydujemy się atakować szczyt od zachodu. Wędrówkę rozpoczynamy z Koszarawy Bystrej. To tak pi razy oko 5 godzin spokojnego spacerku. tuż przed startem, godzina 22:10 Czasu mamy sporo. Na szczycie pewnie będzie jak to zwykle na Babiej: wietrznie i zimno. Toteż tempo mamy spokojne. Taki w każdym razie jest plan. W praktyce nie jest to wcale takie łatwe. Przedłużamy też przerwy wypoczynkowo-piknikowe. Uprzyjemniają je oczywiście rozmaite smakołyki, które wypełniają nasze plecaki. Górska nocna wędrówka to ciekawe przeżycie. Zawsze. Tym razem ubarwia je jeszcze tlące się drzewo nieopodal szlaku. Taki trochę kadr z horroru. Pobudza bogatą wyobraźnię żeńskiej części wycieczki. W drodze powrotnej okazuje się, że to jedynie dzieło leśników. zapas czekoladowych batonów, które podczas takiej wędrówki smakują dwa razy lepiej Na szczyt docieramy bez problemów nawigacyjnych. Tak z godzinkę przed wschodem słońca. Już wtedy zdecydowanie nie jesteśmy sami. Biwakuje tu już kilkunastu śmiałków. Biegowy rekonesans na lekko pozwala odnaleźć niejako ufortyfikowaną już formację skalną. Dobrze osłonięta od wiatru. Idealna na nasze prowizoryczne obozowisko. Choć nie jest łatwo zaciągnąć tam część naszej ekipy, która zawinęła już swoje zwłoki w NRC. W lekko sennej atmosferze podgrzewamy sobie jeszcze domową zupę pieczarkową. Taki zwyczajny posiłek w tych okolicznościach smakuje oczywiście wybornie. Pogoda cały czas jest dla nas nadzwyczaj łaskawa. Wschód słońca po nieprzespanej nocy to zawsze fajna sprawa. Ale tutaj to jest coś wspaniałego. Widoki dookoła mamy fantastyczne. Chce się żyć dla takich właśnie chwil. Nietrudno też zauważyć, że każdemu ten roztaczający się krajobraz dodaje energii. Powrót już nie szlakiem granicznym a przez Markowe Szczawiny. Z przerwą w przepełnionym luksusami schronisku. Tak dla urozmaicenia idziemy trochę inaczej. Choć w zasadzie i tak nawet ta sama droga w nocy i w dzień to jest zupełnie inna bajka. Po drodze spotykamy jeszcze z drwala z siekierą za pasem niczym jakiś celtycki wojownik. Dla nas mieszczuchów to dość egzotyczny widok. przewodnik i autor tekstu – Marcin Brol Na Na naszym parkingu mamy jeszcze strumyk. Doskonała okazja dla lodowatej kąpieli stóp. Wracamy koła południa. To było bardzo przyjemne kilkanaście godzin górskiej włóczęgi. A tak piękny wschód słońca na pewno pozostanie na długo w naszej pamięci. autor tekstu: MARCIN BROL pozdrawiam, Klaudia.
Wawrzaczów Groń na pewno zapewni cudowne tło dla ślubnych sesji. - Ochodzita -894 m n.p.m. Bezleśny pagórek na Trójstyku z przepiękną panoramą Beskidów. Dojście na jej szczyt zajmie od 5 do 15 minut. Idealne miejsce na sesję ślubną w górach o wschodzie słońca, gdyż nie trzeba się martwić czasem. Zmienna, nieprzewidywalna, kapryśna jak… każdy z nas w słabszym dniu. 🙂 Babia Góra (1725 m to najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego, należący do Korony Gór Polski, okryty niedobrą sławą właśnie ze względu na bardzo zmienną aurę. Matka Niepogód, niejednokrotnie oznajmiała wędrowcom swoją niestabilną naturę, serwując im wyśmienite warunki u podnóża, po diametralnie inne gdzieś, na zboczach. Babia Góra – nazwa Babia Góra to także najwyższy pozatatrzański szczyt w Polsce i drugi, co do wybitności (po Śnieżce), choć w gruncie rzeczy nazwa odpowiada całemu masywowi. No właśnie, skąd się wzięła? Odpowiedź znajdziemy w licznych przekazach ludowych i legendach, a te bywają naprawdę kolorowe. Wg jednej z nich, Babia Góra to kochanka zbójnika, która skamieniała na widok śmierci swojego ukochanego. Inna, powstanie masywu przypisuje babie olbrzymce. Podobno usypała go przed swoim domem z kamieni. Baba to także rodzaj kamiennego posągu/rzeźby, oznaczająca w szerszym rozumieniu przodka, co z nazwą Diablak? Tu również warto zajrzeć do opowieści zbójnik na szczycie góry spotkał diabła. Czart zaoferował mu życie w dostatku, pod warunkiem podpisania cyrografu. Był jednak pewien haczyk: diabeł do rana miał wybudować dla niego zamek. Gdy o świcie zapiał kur, a budowla wciąż była nieukończona, rozsypała się jak domek z kart. Czując się oszukany, diabeł pogrzebał zbójnika pod stertą kamieni. Podobno w czasie burz, do dziś można usłyszeć stukanie ciupagi nieszczęśnika w zalegające na nim głazy. Stąd też inne nazwy szczytu: Diabli Zamek, Diable Zamczysko czy Diabla Góra. 2012 2021 - Tatry stoją dalej ) Babia Góra – szlak i parking Wybrałem się na Babią Górę po raz 2 w karierze. Idąc za pierwszym razem, nie byłem jeszcze członkiem Klubu Zdobywców Korony Gór Polski, więc szczyt oficjalnie nie zostanie zaliczony. No wejście odbywało się żółtym szlakiem tzw. Akademicką Percią. Droga dobra dla tych, którzy chcą mieć bardziej „pod górkę”. Są tu elementy wspinaczki z wąskimi ścieżkami i z zamontowanymi po drodze łańcuchami, znajdującymi się na tzw. Czarnym Dziobie – 8 metrowej pionowej ścianie. Trzeba przyznać, że to bardzo wymagające przejście, szczególnie dla kogoś, kto nie miał wcześniej zbyt dużego doświadczenia w górskich wędrówkach. W tamtym czasie intensywnie trenowałem pchnięcie kulą, a zestawienie trudnego, wydolnościowego treningu w górach z codziennym ćwiczeniem siły, dynamiki i techniki nie wypada najlepiej. Przy pierwszym poważniejszym podejściu miałem prawie stan przedzawałowy 😛 🙂 Tym razem jednak, na wierzchołek wybrałem się szlakiem czerwonym, zostawiając samochód na Przełęczy Krowiarki. To najłatwiejszy szlak na Babią Górę. Na początek trzeba dokonać mało przyjemnej, 15 złotowej opłaty za parking, a potem jeszcze 7 zł za wejście do parku (bilet w formie pocztówki). Babia Góra - wędrówka Wystartowałem o czerwonym szlakiem w kierunku Sokolicy (1367 m Kępy (1521), Gówniaka (1617) i dalej na szczyt – niemal samotnie, gdzieś po drodze minąłem jedną grupkę dzieci i 3 innych wędrowców. Był wtorek, szlaki były trasa wiedzie schodkami przez las, a pięknych widoków, aż do pierwszego przystanku nie zobaczymy. Sokolica (nazwa od ptaka, choć nie był to sokół a orzeł przedni, często mylony przez mieszkańców), da nam przedsmak późniejszych wrażeń. Oprócz sesji zdjęciowej można tu chwilę odpocząć, usiąść na ustawionych wokoło ławkach, a potem ruszyć dalej w kierunku kolejnego wierzchołka– Kępy. W miarę, jak poruszamy się wyżej, widać zmianę otaczającej roślinności. Zaczyna dominować kosodrzewina, a gdzieś na horyzoncie nieśmiało pokazuje się panorama szlakiem czerwonym, nieraz może się wydawać, że następny wyłaniający się pagórek to już szczyt. I tak, kolejnym punktem był Gówniak – 1617 m Podobno w tych okolicach wypasano bydło, a nazwa… jakoś sama się znalazła. Od Gówniaka na metę jest jeszcze ponad 100 metrów w górę – ok. 15-20 minut wędrówki. Mijamy nasyp skał i w oddali pojawia się kolejne wzniesienie – tym razem to już cel mojej wycieczki. Pamiętam swoje zdziwienie, kiedy pierwszy raz byłem na Babiej Górze, gdy zamiast oczekiwanego szczytu w stylu Mount Everestu, zobaczyłem płaski i rozległy teren z usypaną kupką kamieni. Na górze, oprócz znanego pewnie każdemu kamiennego murku, znajdują się obelisk poświęcony Janowi Pawłowi II, pomnik upamiętniający zdobycie szczytu przez Arcyksięcia Józefa Habsburga, ustawiony w tym miejscu przez Węgrów w 1876 r. oraz płyta symbolizująca Legiony Piłsudskiego. Jest również polowy ołtarz, gdzie co roku we wrześniu odprawiana jest msza święta. O wschodzie słońca Jeśli trafimy na sprzyjające warunki, z góry dostrzeżemy wspomnianą panoramę Tatr, Jezioro Żywieckie, Zawoję i inne szczyty góry od zawsze wiąże się dla nas z pobudzeniem ośrodka nagrody… 🙂 Z reguły jest to ciasto, choć czasem zdarza się coś innego. Rozbiłem się więc kilkadziesiąt metrów niżej, już po stronie słowackiej i tam w spokoju skonsumowałem pewien napój, delektując się pięknym widokiem. Przez moment przebijało się nawet słońce i możecie mi wierzyć, że na te kilka chwil niczego więcej nie potrzebowałem (żono wybacz) 🙂 No, ale trzeba było wracać. Kierując się czerwonym oznakowaniem szedłem bardzo widokową ścieżką, która w miarę schodzenia prowadziła przez kosodrzewinę, aż do Przełęczy Brona, i dalej wiodąc stromymi schodami, do Schroniska PTTK Markowe Szczawiny. Tam też dopełniłem formalności i przybiłem w książeczce pieczątkę. Co ciekawe, nazwa schroniska pochodzi od właściciela Hali, na której się znajduje – Marka z Zawoi (nazwiska nie znamy). „Szczawiny” nawiązują natomiast do szczawiu alpejskiego, rośliny krzewiącej się w miejscach wypasu zwierząt (czyli dobrze spulchnionej, bogatej w azotany) 🙂 Po krótkiej przerwie, w dalszą drogę ruszyłem szlakiem niebieskim – długim, ale bardzo łagodnym prowadzącym przez las prosto na parking na Krowiarkach. Schronisko PTTK Markowe Szczawiny Podsumowanie Szlak czerwony z Przełęczy Krowiarki zdecydowanie nie wymaga umiejętności alpinistycznych i należy do łatwiejszych tras. Nawet jeśli nie jesteście w najwyższej formie, wędrówka Was nie wykończy – lub nie powinna. 🙂Pobyt w górach dla każdego oznacza coś innego. Zdecydowanie nie należę do grona sprinterów, mierzących tętno i tempo marszu. Wiele jednak zależy od współtowarzyszy. Kiedyś, wielokrotnie powtarzałem to moim znajomym, gdy wspólnie chodziliśmy po górskich dróżkach, a ja wciąż oglądałem ich plecy. Wtedy z reguły szli jeszcze szybciej… 🙂 Przede mną kolejne wejście na Babią Górę, tym razem w towarzystwie mojej drugiej połówki. Może i początki były trudne, ale gdy raz pozna się smak gór, trudno o nim zapomnieć. I tak debiut Moniki na Babiej Górze będzie w niezapomnianej scenerii, bo o wschodzie trasa o długości 15,5 km zabrała mi 3,5 godziny marszu, a z postojami na wierzchołku i w schronisku – 5 godzin. Wybrane szlaki na Babią Górę • Przełęcz Lipnicka (Krowiarki) – Sokolica – Kępa – Gówniak– Diablak. 2,5 godz., 4,6 km• Przełęcz Lipnicka – Szkolnikowe Rozstaje – Skręt Ratowników (Perć Akademicka) – Diablak. 3 godz., 7,2 km• Szereg szlaków zaczyna się z Zawoi – Czatoża, Lajkonik, Markowa, na stronie Babiogórskiego Parku Narodowego. Aktualizacja 🙂 Wschód słońca 2021 zaliczony – razem. 🙂 Krótki opis naszej nocnej, bezsennej wyprawy znajdziecie tutaj. Interaktywny wykres o czasach wschodu i zachodu słońca oraz długości dnia w ciągu roku 2023, Stockholm. Dzień dzisiejszy Wschód słońca Zachód słońca. Zmierzch cywilny : środek tarczy słonecznej nie więcej niż 6° poniżej horyzontu. Na początku porannego zmierzchu cywilnego, czyli końca wieczornego zmierzchu cywilnego
Mawiają, że każdy prawdziwy turysta podziwiał choć raz wschód Słońca widziany z wierzchołka Babiej Góry... Miejsce: Serce Beskidu Żywieckiego Cel: Wschód Słońca na Babiej Górze Trasa: Zawoja Schronisko PTTK Markowe Szczawiny Perć Akademików Babia Góra Przełęcz Brona Schronisko PTTK Markowe Szczawiny Zawoja Długość trasy: 16 km Pogoda: bardzo dobra Widoczność: bardzo dobra Poprzednia część retrospekcji: Rowerem ku Babiej Górze Do naszego noclegu przyjechaliśmy ok. godziny 19:00. Po szybkim prysznicu i bardzo dobrej kolacji czasu na odpoczynek było stosunkowo niewiele. Okazało się też, że do naszej trójki dołączył czwarty kolega, który akurat u Tomka przebywał. Plan wyprawy był już ustalony, pozostawała tylko jedna kwestia; o której wyruszyć? Do odpowiedzi na to pytanie potrzebna była nam godzina wschodu Słońca. Wspomniany już wyżej kolega odszukał w Internecie, w swoim telefonie, iż 2 sierpnia wschód odbędzie się o godzinie 4:09. Byłem tym zdziwiony, gdyż wschód podczas najdłuższego dnia roku ma miejsce ok. godziny 4:00, a przecież od tego dnia minął już ponad miesiąc. Wszedłem w nim w polemikę i po krótkiej dyskusji postanowiliśmy zadzwonić do wszystkich znajomych, którzy tego wieczoru mogli mieć pod ręką komputer. Wykręciłem numer do Pawła, z którym byłem na Rysach. Po kilku minutach otrzymuję wiadomość, że wschód Słońca będzie o 4:58. Między pierwszym a drugim wschodem różnica wynosiła aż 50 minut więc wciąż nie mieliśmy pewności. Po następnych chwilach otrzymaliśmy kolejną informację: 4:36. Warto też przy tym zaznaczyć, iż w różnych częściach Polski, wschody Słońca są o innych porach. W następnych próbach, prosiliśmy więc o dokładne sprawdzenie czy aby wyświetlona godzina nie jest wschodem dla Warszawy bądź Gdańska. Upłynęło kilkanaście minut i pojawiły się następne propozycje: 4:17, 4:26 i 5:00 oraz kilka innych. Trudno opisać nasz śmiech, gdy czytaliśmy te informacje. Ogółem, dziesięć różnych osób podało dziesięć różnych wschodów Słońca. Można było od tego zbaranieć! Mętlik informacji dopełniła ostatnia propozycja – 5:12 – autorstwa Sylwii, którą szczerze pozdrawiam, gdyż jak się później okazało, bardzo na to zasłużyła. Zanim jednak do tego doszło, nie mogliśmy zignorować żadnego wschodu Słońca. Rozpiętość była ogromna. Od 4:09 do 5:14 – aż 65 minut ! Oczywisty stał się więc fakt, że musimy zdążyć mimo wszystko na mało realną 4:09, gdyż przegapienia wschodu Słońca bym po prostu nie przeżył. Aż dwie godziny snu zakończyły się pobudką kwadrans po dwudziestej czwartej. Po szybkim śniadanku, ok. 20 minut później wyruszyliśmy. Powietrze było bardzo rześkie, a niebo troszkę zachmurzone. Byliśmy wyposażeni w kilka latarek, których moc pozostawiała wiele do życzenia. Najwygodniejsza w takiej sytuacji była czołówka jednak i ona nie w pełni rozświetlała nam drogę. Jeszcze przed wyprawą rowerową miałem pewien dylemat. W domu leżała latarka wielkości bidonu rowerowego. Jej rozmiar powodował, iż przy ewentualnej wspinaczce musiałbym ją trzymać w rękach, co nie było by zbyt wygodne. Wzięcie jej okazało się bardzo trafną decyzją. Początkowa droga prowadziła szlakiem czarnym. Szedłem nim bodajże dwa lata temu, jednak to Tomek przodował grupie gdyż wszystkie te drogi wokół Zawoi zna jak własną kieszeń. Chodzenie nocą po górach jest specyficzną czynnością. Przede wszystkim nie wolno wybierać się samemu, gdyż jest to równie wielka głupota jak wspinaczka na Giewont w czasie burzy. Dodatkowo nocne wędrówki powinny odbywać się szlakami, które bardzo dobrze znamy. Idąc na przedzie spogląda się przecież na nogi i ścieżkę, a nie na drzewa, na których namalowane są – niewidoczne nocą – znaki. Gdybym wybrał się nocą na szlak, którego nigdy wcześniej nie pokonałem to musiałbym się zatrzymywać, co parę metrów, żeby rozglądać się dookoła w poszukiwaniu znaku. To wydłużyłoby wędrówkę kilkakrotnie, nie mówiąc już o tym, że mnóstwo jest miejsc trudnych do oznakowania. Wtedy zagubienie się nocą w górach jest murowane. Leśny fragment naszej trasy na Babią Górę charakteryzował się dużą ilością błota, które musieliśmy sprytnie omijać. Staraliśmy się przy tym w miarę płynnie rozmawiać, aby zagłuszyć leśne dźwięki, które zwykłego człowieka mogłyby przestraszyć. Świecąc sobie pod nogi, czasem podnosimy głowę bądź rękę w celu poświecenia dalej. „Prawdziwi szczęściarze” zaś w takich momentach ujrzą w bliskiej dali zwierzęce ślepia, od których odbija się światło. Nas taka niewątpliwa atrakcja na szczęście ominęła. Swoją drogą ciekawe jakbyście się wtedy zachowali? Stały marsz wyzwalał w nas sporo ciepła. Niedługo po starcie nastąpił postój na zdjęcie polarów. Krótki rękawek w tej fazie drogi wystarczył. Przed godziną drugą dotarliśmy do schroniska, które wyglądało jak opustoszałe. Drzwi do niego były zamknięte, lecz jeśli ktoś chciałby w nocy na siłę tam wejść to obok drzwi jest dzwonek – można zadzwonić. Ciekawe jakby się wtedy zachował obudzony ze snu właściciel. My takiej bezczelności nie mieliśmy i rozłożyliśmy na jednej z ławek przed budynkiem. Postój trwał pół godziny i warte odnotowania było w nim jedno zdarzenie. Otóż nasze rozmowy wciąż nie ustawały. W pewnym momencie na 2-3 sekundy zapadła cisza. Podczas tych kilku sekund usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk dochodzący z lasu. Nastąpiła nagła konsternacja. Po następnych kilkunastu sekundach uciszania się nawzajem, wsłuchaliśmy się w to „coś” jeszcze raz. Był to dziwny dźwięk trwający może dwie sekundy, który – co najciekawsze – powtarzał się cyklicznie. Ponadto, każda seria tego szmeru wywoływała w nas z jakiegoś powodu śmiech. Po kolejnym uspokojeniu się, nadstawiliśmy ucha, aby zbadać kierunek dochodzenia dźwięków. Chwilę później wszystko już było jasne. To pies pasterski chrapał. Teraz to już od śmiechu się powstrzymać nie mogliśmy. Mniej więcej o 2:20 wyruszyliśmy ze schroniska. Z czasem było bardzo dobrze. Przed wyruszeniem zaś do omówienia zostawała kwestia wyboru drogi. Naturalnie całej pełnoletniej społeczności, która wiedziała o naszej wyprawie, powiedzieliśmy, że idziemy przez przełęcz Bronę, no bo tylko szaleńcy pchali by się w środku nocy na Perć Akademików. W naszej grupie zdania były podzielone. Ostatecznie postawiłem na swoim i wyruszyliśmy najtrudniejszym szlakiem Beskidów na szczyt Babiej Góry. Pogoda, ku naszemu zadowoleniu, poprawiła się. Niebo było rozgwieżdżone, dostrzegliśmy nawet kilka znanych konstelacji m. in. Mały Wóz. Po wyjściu z lasu po raz pierwszy ujrzeliśmy Diablak. Wtedy byliśmy już pewni, że zobaczymy wschód Słońca w pełnej okazałości. Szlak zaczął stwarzać pewne trudności. Był moment, w którym o mało co nie uderzyłem głową w gałąź. Było też mokro i ślisko. Szedłem w zwykłych adidasach, gdyż ciężar brania dodatkowo butów górskich w kontekście powrotu nie brzmiał zbyt lekko. Dotarliśmy do pierwszej serii łańcuchów. Teraz już z każdym krokiem było coraz ciekawiej. Perć Akademików nocną porą Przy stromym podejściu ubezpieczonym łańcuchem ujawniła się nasza dobra współpraca. Pokonałem ten odcinek jako pierwszy, następnie odwróciłem się i oświetlałem moją latarką drogę następnym łazikom. Jak wiadomo punktem kulminacyjnym Perci są klamry i kilkumetrowa ściana. Dotarliśmy do nich po godzinie trzeciej. Nad naszymi głowami niebo było ciemnogranatowe, lecz na wschodzie zaczęła się już formować błękitna łuna. To zwiastowało nadchodzący dzień. Pokonywanie klamer u schyłku nocy należało do przyjemności. Być może to za sprawą ciemności, dzięki której nie było widać przepaści. W tym punkcie nasza współpraca również się powtórzyła, a ponadto klamry okazały się doskonałą okazją do robienia zdjęć. Po pokonaniu ściany przeszył nas zimny ziąb. Królowa wiatrów zaczęła dawać o sobie znać. Szybkie nałożenie polarów okazało się koniecznością. Do szczytu było już tylko kilkanaście minut. Niebieska łuna zaczęła się rozszerzać, pod nią z kolei pojawiały się barwy żółci i pomarańczy. Nocne wspinanie zakończyło się dokładnie o 3:50 kiedy to jako pierwsi tego dnia stanęliśmy na wierzchołku Babiej Góry. Silny wiatr od razu przegonił nas za stertę kamieni. Teraz już pozostawało tylko czekać. Początkowo nie było widać nic oprócz Małej Babiej Góry. Niebieski pas wschodniego horyzontu łączył się z bardzo długą i płaską linią granatu. Stanie na szczycie powoli nas wyziębiało. Była to dobra pora na obiad, którym dziś było – nazwane zresztą przez nas – wojskowe „żarcie” amerykańskie. Charakteryzowało się ono tym, że wystarczyło zalać torbę jakąkolwiek wodą (nawet zimną mineralną), żeby jedzenie zaczęło się samo gotować. Po kilkunastu minutach mogliśmy się delektować ciepłym jedzeniem meksykańskim z fasolką i wieprzowinką. Były także krakersy, a także nachosy w kształcie małych walców. W pewnej chwili do naszej uczty dołączył się jeszcze jeden osobnik. Podszedł do nas znienacka, był całkiem młody, miał duże spiczaste uszy, wielkie ślepia i był cały rudy na wierzchu. Przez chwilę kręcił się wokół nas, nie wydawał się zbyt groźny, zapewne nachodził turystów już nie pierwszy raz. Zanim dobrał się do naszych zapasów musiał przejść obowiązkową sesję fotograficzną. Lis – bo o nim mowa – wyglądał całkiem przyjaźnie. Oswojone zwierzę jadło nam z ręki. Z mych palców, wprost do pyska wziął krakersa. Czekanie na wschód razem z leśnym gościem umiliło nam czas. Tak jak się tego spodziewałem, godzina 4:09 nie wypaliła, kolejne opcje również. W międzyczasie do naszej trójki doszła grupa turystów idących z Krowiarek. Tego dnia wschód Słońca oglądało z Diablaka siedem osób. 1-3) oczekiwanie na magiczny wschód Słońca Zbliżała się godzina piąta i robiło mi się coraz zimniej. W dole migotały się światła Zawoi, zza ciemności wyjawiło się pasmo Policy, nawet Tatry odsłoniły swe najwyższe wierzchołki. Niebo coraz bardziej się zmieniało. Tuż nad pasem granatu na horyzoncie, widniał cieniutki paseczek czerwieni, nad nim trochę szerszy żółty, który stopniowo przemieniał się w błękit. Odwracając się zaś w drugą stronę można było ujrzeć głęboko śpiącą noc. 1-3) tuż przed wschodem Słońca Musiałem nałożyć na siebie narzutę, przeznaczoną pierwotnie do siedzenia, aby nie wychłodzić całkowicie organizmu. Kurtka bardzo by się wtedy przydała. Od kilkunastu minut wpatrywaliśmy się bez ustanku w kierunku wschodnim. Aż w końcu zaczęło się! Dokładnie o 5:10. Ku memu zdziwieniu Słońce nie zaczęło wychodzić z kreski między granatem a czerwienią, lecz z jeszcze niższego pułapu. Wtedy dopiero mogłem zobaczyć jak szybko porusza się to świecące kółko. Magiczna chwila trwała bardzo krótko. Po minucie było już po wszystkim. Na twarzy poczułem pierwsze promienie, dzięki którym zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Podziękowania należą się też Sylwii, która pokazała dziesięciu facetom jak poprawnie należy korzystać z Internetu. 1-2) Pamiętna chwila (godz. 5:10) - Wschód Słońca na Babiej Górze Robiło się coraz jaśniej i ku mojemu zniecierpliwieniu – cieplej. Patrząc w kierunku Tatr cała Orawa wraz jej największym jeziorem były zamglone, widać było tylko wierzchołki powyżej 1900 m Na Diablaku spędziliśmy ponad 2 h. Koło szóstej rozpoczęło się zejście. Po wyjściu zza kamieni wiatr znów o sobie przypomniał. Wiało tak mocno, że podmuchy wywiewały mi łzy. Na szczęście im niżej, tym było lepiej. Na przełęczy Brona promienie były już na tyle silne, że moje zewnętrzne okrycie posłużyło za koc do leżenia. Starczyło na nim miejsca tylko dla trzech osób, toteż ja klapnąłem sobie pod słowackim słupkiem. Prawie przy nim zasnąłem. Spędziliśmy tam koło godziny czasu. Dalsze zejście odbyło już się bez większych historii. Cała wyprawa zakończona po raz kolejny pełnym sukcesem. Tego wschodu z pewnością nigdy nie zapomnę, gdyż tak doskonale utrwaliły go zdjęcia. Przybyliśmy ok. godz. 10:00, kilkadziesiąt minut później byłem już w łóżku, musiałem odespać jak najwięcej by mieć siły na powrót, który też dostarczył paru wrażeń. Wstałem kwadrans po drugiej. Pierwotnie chcieliśmy załadować rowery do PKS-u i spokojnie wrócić do Krakowa. Czas naglił, ponieważ autobus odjeżdżał z Zawoi Policzne o 15:00. Musieliśmy też jeszcze tam jakoś dojechać. Pakowanie odbywało się w pośpiechu. Tym razem nie było już pomocy ze strony taty Tomka, toteż plecak zrobił się cięższy. Po podziękowaniu i pożegnaniu ruszyliśmy. Wtedy była 14:52. Szaleńczy podjazd z dnia poprzedniego zamienił się w kręty i niebezpieczny zjazd. Wjechaliśmy na drogę główną, i znów ta mozolnie pnąca się droga do góry. To było ostre pedałowanie. Już byliśmy tak blisko Policznego, już wjeżdżaliśmy na ostatnią prostą, gdy nagle widzimy, że autobus rusza, zabrakło 300 metrów... Na pocieszenie pozostawał fakt, że następny PKS odjeżdżał o 16:20 z Zawoi Markowa. Niestety, żeby tam dojechać musieliśmy objechać prawie całą wieś dookoła. Przyjemny w tym wszystkim był zjazd główną drogą. Właściwie nie trzeba było robić obrotów nogami, bo rower sam sunął po dobrej jakości asfalcie. W Markowej czekaliśmy prawie godzinę tylko po to, aby przeżyć niemałe rozczarowanie. W międzyczasie jednak naszą uwagę przykuł samochód, w którym szyba od strony przedniego pasażera była całkowicie otwarta. Gdyby takie autko było w Krakowie, to po pięciu minutach już by go nie było. Poraża niesamowita głupota kierowcy, a przede wszystkim pasażera tego samochodu. W środku pojazdu, na siedzeniu leżał jakiś atlas oraz długopis. Wzięliśmy ten ostatni i napisaliśmy mały liścik, w którym zawarte było dużo ironii i sarkazmu. Później czas przyszedł na rozczarowanie. Otóż duży PKS okazał się zwykłym busem. Nie było wyjścia. Musieliśmy udać się w długą i męczącą podróż do Makowa Podhalańskiego, gdzie chcieliśmy złapać jakiś pociąg. Najmniej przyjemna w tym wszystkim okazała się jazda krajową „28”. Na stacji PKP na nasze głowy poleciał kolejny kubeł zimnej wody. Pociągi do Krakowa odjeżdżały kwadrans po czwartej i siódmej. Tymczasem była 17:20... Po przebyciu kilkudziesięciu kilometrów ruchliwymi drogami nie mogliśmy dać za wygraną. Pobliski dworzec autobusowy niestety, również rozwiał nasze nadzieje na koniec wyprawy rowerowej. PKS do Krakowa odjechał pół godziny temu... Koniecznością stało się pokonanie dodatkowych kilometrów. Sucha Beskidzka powitała nas kolejnymi „doskonałymi” nowinami. Autobus do Krakowa odjeżdżał za półtorej godziny. Takie czekanie było bezsensowne... Przegraliśmy już 5 bitew. Dwie w Zawoi, dwie w Makowie i jedną w Suchej – to jednak nie był koniec wojny. Pozostawała absolutnie jedna i ostatnia możliwość, a mianowicie dworzec kolejowy. Stoi on trochę na uboczu miasta i jest oddalony od jego centrum. Patrzyłem tylko wciąż na mój licznik jak bije już ponad setkę. Wjechaliśmy na teren dworca niespodziewanie od tylnej strony. Wiązało się to z przejazdem przez boczne perony gdzie wjazd był zabroniony. Później nawet zwrócono nam za to uwagę. Po wejściu do hallu gorączkowo odnalazłem rozkład jazdy i mogłem tylko zakrzyknąć Alleluja! Pociąg odjeżdżający o 18:12, który już stał na peronie. Bilet kosztował 10 zł + 4 zł za przewóz roweru. Z wielka ulgą wsiadamy do pociągu, który zgodnie z planem ruszył i jechał bardzo długo nie zatrzymując się na żadnej stacji. Wywołało to nasze zdziwienie, gdyż była to relacja o statusie normalnej. Pociąg nie zatrzymał się nawet w Skawinie. Tak więc był to strzał w dziesiątkę. Po Suchej Beskidzkiej kolejną stacją był dopiero krakowski Płaszów. Ponadto jazda odbyła się bez większych postojów i zajęła nie co ponad godzinkę. Szczerze mówiąc, PKP zasłużyło tutaj na pochwałę. Powrót mile mnie zaskoczył. Na Dworcu Głównym nastąpiło podziękowanie i pożegnanie. Oboje byliśmy napełnieni widokami oraz pozytywną energią. Bilans dwudniowej wycieczki wyniósł prawie 121 km pokonanych rowerem, w nieco ponad 7 h + 16 km w górach. Była to kolejna wyprawa, która przejdzie do historii. Po raz kolejny muszę podkreślić, że te wakacje to jakiś kosmos, którego nigdy wcześniej nie przeżyłem. Sam już nie wiem, która wyprawa była najciekawsza, po prostu wszystkie są wspaniałe, a przecież to dopiero połowa wakacji... Podziękowania dla Tomka i Sebastiana za wspaniałą fotograficzną robotę. :)
Radziejowa – najłatwiejszy szlak z Obidzy z dzieckiem. Góra Radziejowa to najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego mierzący 1266 m n.p.m. Na szczycie znajduje się drewniana wieża widokowa, z której można obejrzeć Tatry, Pieniny, Beskidy Żywiecki czy Gorce. My podczas wycieczek najczęściej wybieraliśmy najłatwiejszy i najkrótszy
Masyw Babiej Góry dobrze widoczny jest z Tatr, czy innych sąsiednich pasm górskich. Jego charakterystyczna czapa wierzchołkowa jest łatwo rozpoznawalna, nawet, jeśli tylko widoczny jest sam czubek. Najwyższy punkt masywu, zwany Diablakiem jest doskonałym punktem widokowym, według mnie najlepszym w górskiej części Polski. Dlatego górę tę zwaną z racji swej wybitności Królową Beskidów odwiedzam bardzo często, chyba właśnie na nią zanotowałem najwięcej wejść, o każdej porze roku zresztą. Jest to najwyższy szczyt całych Beskidów Zachodnich, poza Tatrami najwyższy szczyt w Polsce i drugi co do wybitności (po Śnieżce). Jednak ta niezwykła góra mimo, że przyciąga olbrzymie rzesze turystów niechętnie odsłania swe pełne magii uroczyska i wspaniałe panoramy ze szczytu. Dlatego nazywana jest też Matką Niepogody. Na dziesięć moich wejść, tylko nieliczne były w pełni widokowe. Najwyższy wierzchołek, Diablak, odznacza się wybitnymi walorami widokowymi. Roztacza się z niego panorama na wszystkie strony, obejmująca Beskid Żywiecki, Śląski, Mały, Makowski, Wyspowy, Gorce, Kotlinę Orawsko-Nowotarską, Tatry oraz góry Słowacji na czele z Małą Fatrą, czy Górami Choczańskimi. Babia Góra widziana z Sokolicy Pochodzenie nazwy Babia Góra tłumaczą liczne legendy ludowe. Jedna z nich mówi, że jest to kupa kamieni wysypanych przed chałupą przez babę – olbrzymkę, według innej to kochanka zbójnika, która skamieniała z żalu widząc, jak niosą jej zabitego ukochanego. Według innych legend nazwa góry pochodzi od tego, że w jaskiniach pod tą górą zbójnicy ukrywali swoje branki. Masyw Babiej Góry rozciąga się od Przełęczy Jałowieckiej Północnej po przełęcz Krowiarki. Wyróżniają się w nim dwa wybitne wierzchołki; Diablak ( 1725 m) i Mała Babia Góra (1517 m), ale w głównej grani topografowie wyróżniają jeszcze wiele pomniejszych wierzchołków, grzbietów i przełęczy. Partie wierzchołkowe pokrywa największe w całych polskich Beskidach Zachodnich rumowisko skalne zwane Rumowiskiem Babiej Góry. Najpopularniejszym szlakiem na szczyt jest wejście z przełęczy Krowiarki. Dawniej przełęcz nazywana była Lipnickim Siodłem lub Przełęczą Lipnicką. Na przełęczy znajduje się polana Krowiarki, na której aktualnie trwają prace wykończeniowe przy nowym parkingu. Ten stary, znajdujący się poniżej, w sezonie letnim nie był w stanie pomieścić wszystkich aut. nowy parking na Przełęczy Krowiarki Przełęcz ta stanowi najwyższą dostępną komunikacyjnie przełęcz górską Beskidów Zachodnich. Przed II wojną światową rozpoczęto budowę szosy, zrealizowano odcinek z Zubrzycy Górnej na przełęcz Krowiarki. Przy budowie tego odcinka w 1938 pracował w Junackim Hufcu Pracy Karol Wojtyła (był wówczas studentem). Upamiętnia to obelisk na polanie Krowiarki. Na polanie jest punkt sprzedaży biletów wstępu do Babiogórskiego Parku Narodowego, punkt informacji turystycznej, bufet oraz także symboliczny grób prof. Zenona Klemensiewicza, który zginął w katastrofie lotniczej na Policy w 1969. Przełęcz Krowiarki jest także ważnym węzłem szlaków turystycznych: to tu znajduje się koniec szlaku ze Skawicy przez Policę i Cyl Hali Śmietanowej – ostatniej wycieczki górskiej Karola Wojtyły przed wyborem na papieża (informuje o tym również tablica ustawiona na przełęczy). Właśnie stąd o czwartej w nocy ruszyliśmy z moją ekipą na spotkanie przygody. Szlak z przełęczy do schroniska na Markowych Szczawinach jest wciąż zamknięty z powodu remontu i dostosowywania trasy dla potrzeb osób niepełnosprawnych. ścieżka na Sokolicę z Krowiarek W planie nocnej eskapady było wyjście na wschód słońca na Babiej Górze. Te spektakle na niegościnnym wierzchołku Diablaka obrosły już legendą. To najlepsze miejsce do obserwacji takich cudownych zjawisk! Odnowiona czerwona trasa jest obecnie bardzo wygodna. Zrobiono nowy chodnik i teraz dojście do celu zajmuje około 2,5 godziny. Jedyną trudnością były oblodzenia w lesie, ale daliśmy radę bez raków. Już po dojściu na Sokolicę, gdy zobaczyłem gwiaździste niebo wiedziałem, ze czeka nas niezwykły spektakl. Wychodząc coraz wyżej i zdobywając kolejne kulminację, tj. Kępę i Gówniaka coraz wyraźniej zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy ponad chmurami. To gwarantowało mega doznania na szczycie i tak się stało. Wszystkie szczyty po drodze są obecnie fajnie ogrodzone i stanowią ciekawe punkty widokowe. Mimo jesieni powyżej Sokolicy znaleźliśmy się w strefie zimy. Śniegu jeszcze było niewiele, ale przeróżne formacje jakie utworzyła Matka Natura w kompilacji zimowej wykorzystując przyrodę i martwą naturę przyprawiały bez przerwy o zachwyt. W pełni podziwiać mogliśmy je dopiero przy schodzeniu w dół tą samą trasą, już za dnia. Diablak widziany z okolic Gówniaka W samą porę, czyli przed oczekiwanym wschodem wyszliśmy na szczyt Diablaka – kulminacji Babiej Góry. Na górze było około trzydziestu osób i wszyscy byliśmy świadkami niesamowitego widowiska, gdy tarcza słońca powoli wyłaniała się za horyzontu oświetlając wierzchołki Tatr. Byliśmy jak na atolu- samotnej wyspie, a dookoła nas morze chmur, które przesuwało się jak fale na morzu… nie ma chyba piękniejszego widoku w górach niż bycie nad chmurami, tak blisko nieba pełnego gwiazd. Babia Góra pokazała swoje najcudowniejsze oblicze, jak dobra królowa, która zdecydowała się dać nam magiczną audiencję! O dziwo, nawet wiatr, który uwielbia tutaj urządzać swoje harce, tym razem był łaskawy. W promieniach słońca było całkiem ciepło. Chmury utworzyły biały pomost, który zachęcał do wędrówki w stronę Tatr, których szczyty zapłonęły czerwoną łuną! Ze szczytu poza Tatrami widzieliśmy tylko wierzchołki Małej Fatry, Wielkiego Chocza, Pilska oraz Małej Babiej Góry. Cała reszta była przykryta gęstą pierzynką chmur. Było tak bajecznie, że żadne słowa tego nie oddadzą więc niech przemówią zdjęcia z wycieczki. W 1954 w masywie Babiej Góry utworzono Babiogórski Park Narodowy. W uznaniu niezwykłych walorów przyrodniczych Babiogórski Park Narodowy został wpisany w 1977 przez UNESCO na listę światowych rezerwatów biosfery. wschód słońca widziany z Babiej Góry i morze chmur Była to moja dziesiąta wyprawa na tą majestatyczną górę, zdecydowanie najwspanialsza ze wszystkich! Wiem, że wrócę tu wkrótce, tym razem w środku zimy. Zejście w dół po dwóch godzinach pobytu w tej baśniowej krainie było długie i nieśpieszne. Bo po co się śpieszyć do codzienności? Chcieliśmy przedłużyć nasze chwile szczęścia do oporu. Wędrówka po śniegu była bardzo przyjemna, dopiero w lesie , na lodzie trzeba było bardzo uważać. Ale najgorszy był powrót samochodem po nieprzespanej nocy do domu… Nasz kierowca był jednak bardzo dzielny! Wiem, że warto było zarwać tę noc, bo przecież dla takich radosnych i niesamowitych chwil żyjemy. Każdemu polecam choć raz przeżycie takiego widowiska w górach! Na koniec zapraszam do fotorelacji z wypadu i na krótki film. Dziękuję Amelce, Madzi, Arturowi oraz Mariuszowi za wspólne przeżywanie tej górskiej magii! Z górskim pozdrowieniem Marcogor
ሀዴγюнт еኧиЕֆехаቻը стозω
Оፎሕд жጸдимሹкա ጼоկиχԷթец скузэ
Звазвθ ዪդሜ ኹվиኅիνобեዥፊфяч խгዤ
Уրоዠо щ ղωзвኖσаծТрωз սиփухዛμ жижасօлէδ
Wybrane szlaki na Babią Górę. • Przełęcz Lipnicka (Krowiarki) – Sokolica – Kępa – Gówniak– Diablak. 2,5 godz., 4,6 km • Przełęcz Lipnicka – Szkolnikowe Rozstaje – Skręt Ratowników ( Perć Akademicka) – Diablak. 3 godz., 7,2 km • Szereg szlaków zaczyna się z Zawoi – Czatoża, Lajkonik, Markowa, Policzne. Na Przełęcz Krowiarki docieramy z Agą o ósmej. Wieczorem rzecz jasna. Ja z Krakowa, Aga z Zakopanego, spotykamy się “mniej więcej” po środku. Na parkingu kilka samochodów, tłumów na szlaku raczej nie należy się spodziewać. Gdy wyruszamy niebieskim szlakiem spacerowym na Markowe Szczawiny zaczyna się już ściemniać. Kiedy byliśmy tu ostatnio w październiku, ten szlak był zamknięty. Prowadzono renowację. Dziś widzimy efekty – ścieżka szeroka na dwa metry, wysypana żwirem, wzmocnienia z prawej strony zapobiegają osuwaniu się ziemi po stromym zboczu. Idziemy sobie jak gdyby nigdy nic, gadając nieustannie. Dwie baby w ciemnym lesie… Strach zagląda nam w oczy na każdym zakręcie. Wybujała wyobraźnia widzi czającego się niedźwiedzia, albo inną babiogórską cholerę. Gadamy, gadamy, gadamy. Gęby nam się nie zamykają, gdy jedna przestaje gadać zaczyna druga. Gdy tylko zapada cisza, słychać trzaski, szmery, huki… Nie dajemy jej (tej ciszy) trwać dłużej niż dziesięć sekund. Mniej więcej tyle czasu zajmuje wyobraźni doprowadzenie nas na skraj paniki. Gdy z naprzeciwka w przyspieszonym tempie przybliża się do nas migające światło, przed oczami stają obrazy z Blair Witch Project… Uff, to tylko biegacz z czołówką. Nasze dwa światła jego zapewne też lekko wystraszyły. Po półtorej godziny, kiedy gardła mamy już zupełnie zdarte od ciągłego gadania, pojawiają się przed nami ciepłe światła schroniska. Uratowane! To dopiero początek wycieczki. W schronisku czeka na nas banda przyjaciół z kursu przewodników beskidzkich. Wychylamy kilka symbolicznych toastów powitalnych, by po chwili zająć miejsca w wygodnych łóżkach na ostatnim piętrze “hotelu” Markowe Szczawiny. Ze schroniskiem nie ma to zbyt wiele wspólnego, ale w takim towarzystwie nawet w pięciogwiazdkowym hotelu byłoby turystycznie i przytulnie. Zapadamy w głęboki sen… na całe trzy godziny 🙂 2:40 wymarsz. Kierunek – wschód. Dosłownie. Na szczyt mamy jakieś półtorej godziny. Po ciemku. Po śniegu. Przy ujemnej temperaturze. Bajka! 🙂 Śnieg wprawdzie miejscami sprawia nam nieco trudności, ale konsekwentnie brniemy pod górę. Na szczęście powyżej linii lasu śniegu jest już bardzo niewiele i udaje nam się go omijać. Z Przełęczy Brona skręcamy w lewo w kierunku Diablaka, czyli najwyższego punktu w masywie Babiej Góry – 1725 m Na południowym wschodzie cały czas towarzyszy nam łuna. Świt czy światła nad Krakowem? Moim zdaniem to nadchodzący dzień rozświetla niebo na kilka godzin przed wschodem słońca. Nasz przewodnik twierdzi, że to łuna nad odległym miastem. Nie chce mi się w to wierzyć. A Wy jak myślicie? Wschód słońca ma nastąpić o 4:45. Jest 3:30, a niebo staje się z chwili na chwilę coraz jaśniejsze. Podchodzimy od zachodniej strony, cały spektakl wstającego dnia chowa się więc przed nami za szczytem Babiej Góry. Po wyjściu z kosodrzewiny robi się na tyle jasno, że wyłączamy czołówki i ostatni fragment trasy pokonujemy w porannym półmroku. Zmęczeni i niewyspani docieramy na szczyt. Nie jesteśmy pierwsi. Za kamiennym wiatrochronem czai się już grupa innych “Beskidomaniaków”. Ściśnięci w mniejszych grupkach starają się znaleźć choć odrobinę ciepła. O ile niżej było całkiem przyjemnie, o tyle na samym Diablaku pi….dzi koszmarnie zimnym wiatrem! Koszulka termoaktywna, polar, kurtka, skarpety narciarskie, rękawiczki, opaska, czapka, jeszcze jedne rękawiczki. I dalej zimno! Palce grabieją na samo wspomnienie każdego zrobionego zdjęcia. W grupie górskich pozytywnych oszołomów spotykam Monikę, z którą dzień wcześniej umawiałyśmy się na FB. Niech żyją social media. Pozdrawiam, jeśli to czytasz 😉 W pewnym momencie ktoś rzuca w eter: “Idzie! Jest!” Cała chmara ludzi podbiega kilka kroków w stronę wschodu – właśnie wyłania się tak wyczekiwane słońce… Cały czas zastanawiam się, czy ludki, których złapałam na zdjęciu powyżej wiedzą, że mają taką sympatyczną pamiątkę z tego wschodu. Ktoś się zidentyfikował? 🙂 Tymczasem na południu… chmury. Ani śladu po Tatrach. Liczyliśmy, że jednak nam się pokażą. Dwóch kolegów nawet założyło się o flaszkę 😉 Wszyscy pozostali uczestnicy wycieczki byli wygrani od początku zakładu – bez względu na wynik, konsumpcja nastąpi przy najbliższej okazji 😉 Na zachodzie też powoli pojawia się dzień. Widok może nie jest tak spektakularny jak po wschodniej stronie Diablaka, ale i tak warto popatrzeć. Beskid Żywiecki, Beskid Śląski skąpane w porannych mgłach powoli budzą się do życia. Niewyspana, zmarznięta i zmęczona, cieszę się jak dziecko! Kolejne marzenie spełnione! 🙂 Zawsze chciałam zobaczyć wschód słońca z Babiej Góry. Dla wielu z Was wschód na Babiej to “oczywista oczywistość” – porządny turysta zalicza go przynajmniej raz do roku. Dla innych to zupełna bzdura. Pomyłka, te osoby przestały czytać po pierwszych trzech zdaniach 😉 A dla mnie to właśnie kwintesencja realizacji własnych marzeń, udowodnienie samej sobie, że jeśli na czymś mi zależy to mogę! I choć wieczorem wykończona pracą miałam ochotę zrezygnować i po prostu wyspać się w schronisku, to teraz nie żałuję ani trochę! Więcej! Już rodzi się plan, że następnym razem świt z Babiej obejrzę w warunkach zimowych, w śniegu i prawdziwym mrozie… Byle do zimy! Po godzinie podziwiania porannego spektaklu przyrody zbieramy się w drogę powrotną. Czerwonym szlakiem podążając wciąż na wschód (niczym Drużyna Pierścienia) kierujemy się na Krowiarki. Przed nami wznoszące się coraz wyżej słońce, które niemiłosiernie razi w oczy. Następnym razem koniecznie trzeba wziąć okulary przeciwsłoneczne. Za to za nami przepięknie oświetlony szczyt Babiej i skąpane w porannym słońcu Beskidy. Tatr niestety nadal nie widać 🙁 Selfie – ten cień na kosodrzewienie to autorka niniejszych zdjęć i komentarzy 😉 Droga w dół niemiłosiernie się nam dłuży. Ch0ć widoki wokół przecudne, słoneczny majowy dzień w pełnej krasie, to chyba zmęczenie daje o sobie znać. Przed nami jeszcze tylko striptiz na Krowiarkach (czas zrzucić z siebie brudne ciuchy i zamienić je na coś nieco bardziej pachnącego) i cały dzień zwiedzania Żywiecczyzny… Będzie męcząco, ale zdecydowanie było warto! Dla świtu w takim miejscu naprawdę warto się pomęczyć! KizQS.
  • x8m51si4tf.pages.dev/25
  • x8m51si4tf.pages.dev/66
  • x8m51si4tf.pages.dev/24
  • x8m51si4tf.pages.dev/56
  • x8m51si4tf.pages.dev/13
  • x8m51si4tf.pages.dev/1
  • x8m51si4tf.pages.dev/57
  • x8m51si4tf.pages.dev/68
  • babia góra wschód słońca godzina